marian na ibizie

Wrocław, 09.04.2011. Godzina 15. Ul. Św. Antoniego 2/4 (obok Kina Helios). "Kawiarnia Ibiza"

Pan Marian wpadł na genialny pomysł. Będzie kręcił się po Wrocławiu. W szczególności po rynku i jego obrzeżach. Dopóty, dopóki nie natrafi na kawiarnię, do której będzie chciał wejść. Pan Marian zapomniał tylko o jednym... na dworze wiało, że ja pierdole... a pan Humor nie miał dobrego dnia...

" Hurra! Robię się coraz bardziej podekscytowany, kiedy myślę o kawie w następnej kawiarni. Czuję się normalnie jak dzieciak. tylko cholera ... czy to już paranoja? Psychoza? Mniejsza o to. Idę na łowy.

Idę żwawym krokiem. Przynajmniej próbuję, bo wiatr nie ułatwia zadania. Oczom ukazuje się kawiarnia. Podchodzę. Wtedy nawiązuje się konwersacja z moim panem Humorem:

- Przepraszam najmocniej szefie, ale co powiesz na to? - zapytałem tak grzecznie jak potrafiłem, byleby nie urazić jegomości.
- Ty wiesz co ... sam nie wiem - odpowiedział niepewnie.
- Nie chcę wymuszać na panu decyzji, jednak pogoda nam dzisiaj nie sprzyja ... - lekko zasugerowałem.
- Czy ty wyobrażasz sobie jaka to dla mnie odpowiedzialność? - odpowiedział oburzony - W ogóle, jak śmiesz narzucać mi swoje zdanie?! Kim ty do cholery jesteś?
- Eeeee, twoim ucieleśnieniem? - stwierdziłem fakt.
- Ano ... to nie zmienia tego, że to ja wybieram co jest dla nas dobre, a co złe w danej chwili, rozumiemy się?! - zagroził pan Humor.
- Tak jest mistrzu! - odparłem tak, by myślał, że on tutaj rządzi - To co robimy?
- Mieliśmy wejść, ale zjebałeś, kochaniutki. Szukamy dalej.

To szukanie dalej, przekształciło się w końcu w kilku godzinne plątanie się bez celu. Pan Humor nie miał dla mnie litości. Wiatr doprowadzał mnie do szału.

W końcu stało się. Zmęczyliśmy się oby dwoje. W takim wypadku bierzemy pierwszą lepszą/gorszą kawiarnie.

Jestem akurat koło kina Helios na Kazimierza Wielkiego. Przede mną wyrasta jak na zawołanie, lokal o nazwie "Kawiarnia Ibiza". Nie analizując tego, wchodzę bez pardonu.

O kur ... palma?! Tutaj druga. Tam trzecia?! Jeszcze dwie w kątch. Kanapy w kolorze jasnego fioletu! Co się tutaj dzieje?! No tak ... w końcu to niby Ibiza. Przekonamy się zaraz czy naprawdę będę się tutaj czuł jak na tejże hiszpańskiej wyspie. Idę w kierunku baru. Dostrzegam, że wystarczy mi spokojnie usiąść, a zostanę obsłużony. Miejsc pod dostatkiem. Wybieram kanapę w rogu z widokiem na wejście do kawiarni. Nie mija pięć sekund podchodzi pani kelnerka. Wymieniamy między sobą uśmieszki, mówimy dzień dobry. Dostaję menu. Wtedy zadaję pytanie o mieszankę kawy, jaką używają do sporządzania napojów. Oczka lekko się podnoszą . Po lekkim zawahaniu pani odpowiada pewnie, że 90% Arabiki, 10% Robusty. Od dnia dzisiejszego to pytanie będę zadawał w każdej kawiarni. Podziękowałem za odpowiedź. Wziąłem menu i zacząłem je przeglądać.

Co to w ogóle znaczy? Mieszanka? Arabika? Robusta? Mieszanie kawy to jedna z najistotniejszych czynności. Jest to zadaniem producenta. Wybiera on ziarna pochodzące z różnych zakątków świata (oczywiście takich gdzie się kawę uprawia) i zestawia je ze sobą tak, aby uzyskać pożądany efekt. Natomiast Arabika i Robusta to nic innego jak główne gatunki kawy występujące na rynku światowym. Pierwszy z kolei gatunek jest bardziej popularny. Stanowi 70% światowej produkcji kawy. To ze względu na fakt, że jest łagodna i aromatyczna. Zawiera również mniej kofeiny od Robusty, przez co jest bardziej delikatna. Druga jest mocniejsza. Gorzkawa. Jednak jej udział w światowej produkcji (30%) nie bierze się znikąd. Robusta jest przede wszystkim tańsza i odporna na choroby oraz szkodniki. Co pozwala na łatwiejszą jej uprawę. Tyle teorii. Ogólnie, ale na więcej przyjdzie czas.

Uzyskana odpowiedź pozwala mi dowiedzieć się czegoś więcej o tym co będę pił. Akurat tutaj nie wiem od jakiego producenta pochodzi ta kawa. Dzięki tej informacji poszperałbym w neciku. Może bym się czegoś ciekawego dowiedział. No nic. Podchodzi pani kelnerka w celu zebrania zamówienia.

- Jak mogę panu pomóc - zaproponowała jakby była złotą rybką. W pewnym momencie chciałem nawet wypowiedzieć te trzy życzenia, które mi  przysługują. Ugryzłem się na szczęście w język. Nieładnie jest się tak zachowywać. Wyszedłbym na chama i prostaka. No nie?
- Cappuccino poproszę - odpowiedziałem, uważając by nie wyszła ze mnie jakaś głupia odzywka.

Pani kelnerka lekko kiwnęła głową na znak, że akceptuje wyzwanie. Musze przyznać, że cenię sobie taka obsługę przy stoliku. Bez żadnych zmartwień zasiadam w wybranym przez siebie miejscu. Nie gorączkuję się niczym. Zamawiam, dostaję, spożywam, płacę. Wszystko w jednym miejscu. Na prawdę mogę skupić się tylko na sobie.

Tymczasem siedzę i notuję. Zarzuciłem nogę na nogę i wyglądam jak porąbany poeta. Dodałem do tego poważny wyraz twarzy. Zerkają na mnie dziwnie ludki obok. Oczywiście starsze panie... Przyzwyczaiłem się. Na szczęście skurcz sprowadził mnie do pionu. Poprawiłem pozycję dupska tak, aby nie wprawiała innych w zakłopotanie.

Przychodzi moja kawa. Nie na nogach, a w rączkach miłej kelnerki. Ładnie dziękuję. Mmmmmm, troszkę źle poukładane na talerzyku to wszystko. Ale nie będę pieprzonym pedantem. Oczywiście poprawiłem... Dobrze, skupmy się na kawce.

Niestety w Polsce chyba wszędzie, Cappuccino dostaniemy w za dużej porcji. Denerwuje mnie to już konkretnie. Nawet upewniałem się drogą internetową, czy są takie rzeczy dopuszczalne. Dla przykładu, we Włoszech nawet w McDonaldzie trzymają się przepisów. Czyż to nie jest piękne?! Teraz znowu dostaję filiżanko-kubas o pojemności ok 210ml. Pamiętajcie max. to 180 ml. Najlepiej jak jest 160 ml. Niestety nic nie poradzę. Zaczynam degustację. Nie! Najpierw ocena wzrokowa. No tak. Piana? Ilościowo jest jej w sam raz. Ale nie ma konsystencji takiej gęstej kremowej śmietanki. Taaaaak, to by było cudo. Tutaj jest z bąblami i bez rewelacji. Co do wzorka to podzielam zdanie innego baristy, który opisywał pewne sprawy na stronie internetowej. Ujął to tak. "Każdy szanujący się Barista winien "namalować" chociażby małe serduszko". To tyle, nie będę tego rozgryzał tutaj, teraz. Aha, pragnę zauważyć, że ten filiżanko-kubas jest fajny, ale tylko dlatego, że jego średnica na samym czubku daje miły dla oka i ust kształt. Wracając do smaku. Zaczynam pić. Dobre. Jak na tyle mleka. Czuję przyjemny smak. W końcu czuję kawę! Do ideału brakuje. Wiadomo. Ale jest lepiej niż w poprzednich kawiarniach.

Pan Humor w końcu się przebudził z letargu. Przeszkodził mi w załapaniu atmosfery. Ale chyba tego nie żałuję. Palmy, muzyka "pum cyk cyk, pum cyk cyk" śmiesznie dobrane kolory. Jeżeli chciałbym posiedzieć w klubie, czy pubie wzorowanym na wakacyjne klimaty to tak. Ale nie kiedy wybieram się do kawiarni i zastaję własnie takie coś.

Po wypiciu i odsiedzeniu chwilki czasu. Wyciągnąłem 10 zł i wsunąłem pod talerzyk. Cappuccino miało cenę 8,90zł. W ramach napiwku, za dobrze wykonaną obsługę, myślę, że te 1zł 10gr wystarczy. Na "porszaka" troszkę brakuje, ale ziarnko do ziarnka i ... mamy dwa ziarnka! Podniosłem szanowną ekscelencję "Dupencję" i wyszedłem. Chciałem zostawić pana Humora, ale niestety nie zdołałem mu umknąć.

Podsumowanie.

To, dla mnie, nie była kawiarnia. Więcej podawało się tam deserów lodowych, ciast i innych dupereli. Kawa to był dodatek. A szkoda. Bo coś w sobie miała. Gdyby popracować nad jakością i umiejętnościami personelu, kawy byłyby na poziomie. Nie jest to kameralne miejsce. Jednak znajduje się troszkę dalej od rynku, przez co nie ma tłoku. Wystrój nadaje się dla rozrywkowych, młodych ludzi, którzy pragną się spotkać ze znajomymi. Jednocześnie nie zamulać, ale też nie bawić się za ostro.  Proponowałbym zmienić nazwę na Zajebista Ibiza Planet. Przyznać jednak trzeba, że są unikalni. Innych takich "kawiarni" nie spotkałem. Tyle.

Dziękuję.
Cholera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz