ta (prawie)jedyna.

Nie wszyscy wiedzą, ale wyjechało mi się do Anglii. Tak po prostu. Właśnie ten wyjazd jest przyczyną mojej małej absencji na blogu. Z tej własnie przyczyny, na czas nieokresłony nie będę mógł wstawiać moich uwag, dotyczących lokalów we Wrocławiu. Jednak nie ma się czym martwić. Postaram się wam przybliżyć to jak widzą kawe tutaj na wyspach. Sprawa ma się dość skomplikowanie. Ładniej powiedziawszy wręcz pojebanie. Ale co zrobisz.

Zacznę jednak od czegoś innego. To coś, co zmienił mój codzienny nawyk picia kawy. Rzecz, bez której już nie potrafie sobie wyobrazić swego porąbanego życia. A mówię tutaj o ''mobilnym ekspresie ciśnieniowym'' - kafetierce !
Otóż. wiadomym było, że ktoregoś pięknego (czy też zjebanego) dnia, będąc już zakochanym po uszy w kawie, spróbuje jej przyrządzanej za pomocą tejże wspaniałej kontrukcji. Pamiętam, że kilka osób na początku mojej przgody coś mi o kafetierce wspominało. Jednak ja nic nie kumałem. Coś sprawdzałem tu i tam. Starałem się lekko za tym rozgladać. Ale ni chu, chu. Kształtu w ogóle nie mogłem zrozumieć. ''Jak to do cholery działa'' myślałem. Bałem się, że zanim zrozumię wszystko to się zniechęce. A i w głowie roiła się taka pewność siebie, aż zwyzywałem, że to jakieś skróty czy jaki chuj. No ale dobra. zdarzyło się i nieuniknione ...

Śmieszne jest to, że dopiero teraz. Powinienem od razu, już zaraz po zdobyciu większej wiedzy na temat kaw, spradzić cacuszko. Bo cacuszkiem jest. Jeszcze bardziej absurdalne jest to, że kupiłem pierwszą kafetierkę tutaj w Anglii, gdzie doświadczyłem, wręcz niewiarygodnych rzeczy - ale o tym kiedy indziej, być będzie, ale jeszcze nie teraz. Po krótce chodzi o związek miedzy dsyponowaną wiedzą, przyzwyczajeniami, masowym praniem mózgu i dostępnością produktów. Heh, Anglia to pojebany kraj nie ma co. Nie jestem tu pierwszy raz, więc myślę, że mam jakieś tam argumenty by tak napisać. Ale tu nie o tym...
Wracamy na właściwy tor. Tak więc. Będąc w sklepie z ciuszkami(!) zobaczyłem ją. Obok głównych alejek z odzieżą znalazły się alejki z przeróżnymi pierdołami, w szczególności kuchennymi. wiecie, taki kobiecy raj... Lol, żartuję. Bez urazy dziewczyny, za dużo kwejka przeglądam ... to dopiero pranie mózgu... ok. Patrzę na nią, a ona na mnie. Gdyby miała usta, powiedziałaby "cześć przystojniaku"... heh, żartuję dzisiaj niesamowicie... dobra. Kiedy tak wpartywaliśmy się na wzajem w nasze oczy, w mojej głowie nastąpiła konwersacja (nie mam pojecia kto z kim rozmawiał):

- O Kurwa! - wykrzyknął mój mały niemądry móżdżek z hurraoptymistyczną aprobatą.
To tyle. Dwa słowa. a wszystko jasne. Czułem się jakbym zobaczył swoją miłość życia, w któej zakochuję się od pierwszego wejrzenia, bo kiedy nasze oczy znalazły się na tym samym poziomie i każdy z nas widział źrenice osoby(rzeczy) drugiej przeszedł mnie dreszcz. Z pewnością przeszedł i ją. Tak jakby zaszłą jakaś reakcja chemiczna. Kolana mi zmiękły. Zaniemówiłem (to dlatego odbyłem tak krótką pogawędkę w swojej główce). Ale potem było już z górki. Podszedłem. Oparłem łokieć na półce, na której stała. Zbliżyłem swe usta jak najbliżej, ale tak by nie przekroczyć jej granicy osobistej. Wiadomo, żeby zwierzyny nie speszyć. To musi być obupulne uczucie. Szepnąłem jej kilka słów:

- Hu! Ha! Hu! Siemasz mała! Jestem Antonio i wiem jak rozpalić cię do stu stopni celcjusza!! - Hah! to musiał być strzał w dziesiątke. Od razu kiedy skończyłem padła w me ręcę jakbym przyprawił ją w bezwładność.

I tak to właśnie było. miłość, miłość, miłość. Kiedy pierwszy raz skonsumowaliśmy nas związek zrobiło się jeszcze lepiej. Na początku nie widziałem jak się za nią zabrać. Poczytałem tu i tam, żeby nie zrobić wpadki. To mój pierwszy raz z tym rodzajem. Odpowiednio przygotowany i zabezpieczony zrobiliśmy to pierwszy raz. Było niewiarygodnie! Smakowała jak sam zakazany owoc. Tak mi się przynajmniej wydaje. Kawa ma się rozumieć. Przecież nie kafetierka, raczej się jej nie jada... ale różnie świry na tym świeci istnieją.

Jak to w ogóle działa? Kafetierka składa się z podstawy, z umieszczonym zaworkiem bezpieczeństwa, do której wlewana jest woda. Nasępnie mamy sitko z lejkowatowym elementem, do którego wsypujemy naszą odpowiednio zmieloną kawę. Sitko umieszcza się w podstawce, a na to wszystko ląduje czajniczek z przykrywką i rączką, w którym znajdzie się efekt finalny. działa to wszystko dość prosto. Stawiając kafetierkę na ogniu w podstawce z wodą, pod wplywem temperatury zaczyna wzrastać ciśnienie, które powoduje zassanie wody przez lejek ku górze. I tak przez zmielone ziarna kawy przepuszczona zostaje gorąca woda pod ciśnieniem. Brzmi znajmomo, nie? Z takiej właśnie przyczyny na początku wpisu nazwałem konstrukcję jako mobilny ekspres ciśnieniowy. Rozumiecie. W taki sposób cały napar ląduje w najwyższej części, to jest czajniczku. i mamy niemalże espresso. Wiadomo, ze nigdy to nie bedzie to samo
jak z prawdziwego ekspresu ciśnieniowego. Nie mamy możliwości kontroli wysokości temperatury i ciśnienia. Jednak jest to idealna opcja na zrobienie wyśmienitej kawy, pozbawionej fusów. w dodatku za niewielkie pieniądze. jest to o wiele lepszy sposób niż, te pseudo ekspresy, z pseudo kawowymi nabojami. Uwierzcie mi.

Co mogę jeszcze o niej napisać. Na pewno raz jeszcze, że 100% zadowolenia. Jedynie szepnę, żeby wygooglować jakąś instrukcję obsługi, jakby ktoś chciał się pobawić. Bo to np. nie można myć kafetierki za pomocą środków chemicznych, jeno wodą opłukujemy. I inne pierdołki. Ale ważne pierdołki. Dlatego lepiej coś tam poczytać. Nie jestem w stanie przekazać całej wiedzy. Sam się dopiero uczę, doświadczam.

Także prosty przekaz - Kupujcie Kyrwa Kafetierki ! Tępe ...  a to się wytnie.

dziękuję.
cholera.