part 2.

We wstępie chciałbym podziękować z całego serca za dotację! Apeluję, że cała suma zostanie przeznaczona tylko i wyłącznie na rozwój bloga! Jeszcze raz dziękuję ! :*

Z tym pisaniem jest tak. Boję się napisać kolejny wpis. Obawiam się, że nowy będzie gorszy od swych poprzedników. Robię wszystko, żeby tylko nie pisać. Postawiono przede mną pana Odpowiedzialność. Nie ma rąk, ani nóg. Ja się mam nim troszczyć. Pielegnować. Przychodzi jednak moment, w którym jesteśmy w stanie udźwignąć nieliche ciężary. W koncu nadszedł mój czas, bo było to tak ...

" ... pamiętacie "TuttiFrutti". Musicie pamiętać. Zaczepił mnie tam pan Zdzichu. I, co najważniejsze, mojemu podniebienu smakowało, a oczom pasowało. Nie dopełniłem swoich obowiązków. Dlatego wracam. A idę pełen werwy, euforii i entuzjazmu. Z pomysłem i zajebistą ciekawością.

Najlepsze jest jednak to, że mam pomocnika. Naoglądałem się prawie wszystkich filmów z Georg'em Clooney'em. Teraz zasiadł on w mojej głowce, już nieraz nawiedzanej. Nie pozostaje nam nic innego, jak wejść eleganckim krokiem do kawiarni.


Przekraczamy próg i trafiamy na tą samą panią kelnerkę, która obsługiwała mnie poprzednim razem. Cieszę się niezmiernie. Lepiej się z kimś konwersuje po przełamanych lodach. "Jurek" nakazuje mi, abym przybrał odpowiedniu wyraz twarzy. Lekki uśmiech połączony z pewnością siebie. Przymróżyć lekko brwi. Głowa wysoko. I siuuuu, do lady.

- Ooo! Dzień dobry panu! - wita mnie ochoczo kelnerka. Nie ma pojęcia, że nie jestem sam. Nie musi wiedzieć.
- Cześć - porzucam oficjalny ton - pobawimy się we Włochów. Espresso przy barze poproszę - lekko się zaśmiałem, pani zrobiła to samo i zaraz przystąpiła do sporządzania naparu.
- Zdarzają się takie typy jak ja? Zamawiają i wypijają przy ladzie? - zainaugurowałem rozmowę.
- Raczej nie. W mojej dotychczasowej karierze się to nie zdarzyło.
- Długi masz staż? Po umiejętnościach oceniłbym, że lata praktyki, ale wygląd pasuje do żółtodzioba - zaanonsowałem ukryty komplement, do którego zmusił mnie Clooney.
- Mmm... - czuć zakłopotanie - 3 lata - odpowiedziała. Pewnie jeszcze długo będzie się zastanawiać nad tymi słowami. W myślach przybiłem piątkę ze swym gościem.
- Proszę pańska kawa.
- Dzięki ślicznie.
- Tutaj proszę cukier, tutaj ...
- Nie, nie, nie. Nic nie trzeba. Mam wszystko czego chcę. - przerwałem pani - Powiedz mi z jakiej mieszanki robicie kawkę?
- O kurczę - podrapała się po głowie. - Wiem tylko, że to kawa od Segafredo.
- Nie masz opakowania gdzieś w pobliżu - zasugerowałem - powinno być na nim napisane.
- Rzeczywiście, chwileczkę - zagłębiła się w poszukiwaniu.

Tymczasem ja zaczynam pić swoje espresso. Jest świetne. Dobry balans. Mocne. Piękna crema. Nie podobają mi się tylko te filiżaneczki. Takie po prostu białe, kwadratowe z napisem Segafredo. Przesadzam lekko. Muszę jednak na cos ponarzekać. Jednoczesnie uświadamiam sobie, że nie myliłem się ostatnim razem. Również mi wtedy smakowało. Ufff, cieszę się, że mój język i moje podniebienie nie dostarczają mi sprzecznych informacji.


- Mmm, smakuje mi ta kawa. Jak tam poszukiwania? - przypomniałem o sobie.
- Mam opakowanie, ale nie mogę znaleźć jaka to - smutno odpowiedziała.
- Proszę pokazać, może razem się uda - uśmiechnąłem się przy tym ładnie.
- Proszę spojrzeć ...

I stało się to, co musiało nastąpić. Oczywiście goszczący w mojej głowie Georg Clooney spowodował tę sytuację. Kiedy odbierałem od kelnerki opakowanie przy okazji dotknąłem jej dłoni. Gest był śmiały. Dodatkowo "Jurek" zmusił mnie bym uniósł głowę i zerknął jej w oczy. Pani zza lady w pewnym momencie cofnęła lekko dłoń i się zarumieniła, ale jednoczesnie uśmiechnęła. Niby fajnie wszystko, ale wyszedłem na pieprzonego amanta. Głupi Clooney.

- Oj, rzeczywiście nic nie ma - szybko zacząłem skupiać nasza uwagę na czymś innym - postaram się w takim razie coś poszperać w internecie, może uda się czegoś dowiedzieć.
- Aha ... - jedyne co wydała z siebie kelnerka.

Właśnie kończę pić kawę. Ostatni łyk. Wtedy widzę jakąś osobę stojącą nie daleko baru, która mi sie przygląda i dziwnie uśmiecha. Chyba jakiś manager. Tzn. pani manager. Zrozumiałem, że psuję zaciszę kawiarni. Chyba nie tolerują takiej praktyki picia kawy. Wprowadziłem za dużo zamieszania. W takim razie na mnie czas.

- Dzięki za super kawę - podziękowałem szczerze - do widzenia i miłego dnia!
- Dziękuję i do zobaczenia ... - usłyszałem wychodząc.

Podsumowując.
Potwierdziło się to co musiało się potwierdzić. Mają dobrą kawę. Dobrze przyrządzoną. Przynajmniej przez tę kelnerkę, która mnie obsługiwała. Szkoda jednak, że w Polsce nie ma zwyczaju picia kawy przy barze. Włosi tylko tak piją. Wpadają. Śorb espresso. Chwilka pogaduszek z baristą i heja. Mimo to pozytywna opinia z pierwszej wizyty pozostaje bez zmian.

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście narobiłeś dziewczynie zamieszania w głowie ;) Jaki z tego morał - w podrywie nie słuchać Clooneya :P

    OdpowiedzUsuń